Gdy weszłam do domu, z kuchni usłyszałam znajome głosy. Kastiel znużony
opierał się o kuchenny blat, a za nim wesoło gawędzili jego rodzice. Nie
widziałam Valerii i Jeana-Louisa od dawna, chodź doszłam do wniosku, że nie
zmienili się tak bardzo na przestrzeni kilku lat. Mężczyzna miał już delikatną
siwiznę na skroniach, ale dalej trzymał formę, podobnie kobieta, która nie
zmieniła się ani trochę. Zawsze piękna i roześmiana, kobieta sukcesu, czego
ceną był samotny, wręcz pozostawiony na pastwę losu syn.
- Hej... - przywitałam się nieśmiało. Nie widziałam ich tyle, że nie
wiedziałam, czy przywitać się jak dawniej, czy może bardziej oficjalnie.
Postawiłam jednak na pierwszą opcję.
- Och! Kochana! - Dobiegł mnie ucieszony pisk Valerii, po czym podbiegła i
mnie wyściskała. Złapała mnie za policzki i przyjrzała się dokładnie. - Aleś ty
wypiękniała. Nabrałaś kolorów... - wzdychała nade mną - Jak ja cię dawno nie
widziałam...
Kiedy się odsunęła, podszedł do mnie jej małżonek. W przyjaznym geście
wziął mnie w ramiona i równie mocno wyściskał, po czym wesoło poczochrał po
czuprynie.
- Wyglądasz wspaniale, zapewne wyrosłaś również na wspaniałą osobę. Nie
wątpię w to. - Rzekł dumnie, a mnie zrobiło się autentycznie ciepło na sercu,
mimo, że wiedziałam, że to nie do końca prawda. – Jesteś zawsze mile widziana w
naszym domu i cieszymy się, że się u nas zatrzymałaś.
- Zaraz muszę zobaczyć, jak się urządziłaś. - uśmiechnęła się serdecznie
matka mojego przyjaciela - Na pewno doskonale zagospodarowałaś przestrzeń. Od
małego świetnie ci to szło.
- Ach, nie zmieniałam wiele... - przyznałam - Wstawiłam kilka swoich rzeczy
i tyle. Nie chciałam wprowadzać trwałych zmian.
- Nie masz się co martwić, kochana! - machnęła dłonią - To przecież twój
pokój.
Wieczór mijał przyjemnie, przynajmniej mnie. Nadrabiałam stracony czas z
bliskimi, rozmawiając o błahostkach, starając się nie wkraczać na poważne
tematy. W końcu Valeria zaczęła trajkotać o podróżach, opowiadała o wszystkim
co tak w nich kochała, a ja słuchałam z ciekawością, jednocześnie obserwując
reakcje Kastiela. Nie był zadowolony, nie zjadł kolacji i z grymasem na twarzy
grzebał w jedzeniu widelcem. Nie zapowiadało się to najlepiej.
W końcu nie wytrzymał. Rzucił sztućce na talerz i wstał od stołu tak
gwałtownie, że przewróciło się jego krzesło. Uniosłam się raptownie, spojrzałam
na jego rodziców, którzy zmartwieni patrzyli po sobie. Ruszyłam za nim, ale gdy
dotarliśmy na górę zamknął mi drzwi centralnie przed nosem.
Nieładnie.
Z grzeczności najpierw zapukałam, ale już po chwili po prostu weszłam.
Spojrzał na mnie spode łba. Leżał na łóżku obejmując poduszkę.
- Ostatnio bałam się wejść do tej twojej jaskini. Teraz miałam podobnie. -
powiedziałam z nutą śmiechu.
Teraz przynajmniej wiedziałam skąd ta ciemnica. Okno było zasłonięte
kocami, zaczepionymi na karniszach.
Ktoś tu oszczędzał na firankach.
Ogólnie pokój wydawał się zadziwiająco czysty. Nie spodziewałam się tego po
Kastielu, oczekiwałam raczej solidnego bałaganu, walających się puszek po
energetykach, pudełek po pizzy, zużytych gumek koło łóżka i gnijących zwłok pod
biurkiem. Ku mojemu zdziwieniu, pomieszczenie było zachowane w pedantycznym
wręcz porządku. Wydawało się cholernie sterylne i nawet ja nie miałam nigdy
czystszego pokoju.
Czy te dziewczyny, które tu przychodziły mu sprzątały? Nie, to raczej nie to. Nie wyjaśniałoby to tych dźwięków, na których
myśl przechodziły ciarki. Chociaż była to ciekawa wizja.
- Czego się tu bać? - Na te słowa rozejrzałam się jeszcze raz, szukając
czegokolwiek odbiegającego od normy. Było łóżko, biurko, szafka, komoda,
gitara, książki i ten cholerny koc na oknie.
- Powiedz mi co to za pomysł z "tym"? - zapytałam podchodząc
bliżej powodu ciemności.
Zajrzałam przez prowizoryczną zasłonę. Za nią znajdował się spory parapet z
materacem i parę poduszek.
Och.
- Lubię tam siedzieć. - powiedział podchodząc. Miałam wrażenie, że trochę
się uspokoił.
- Już nie jesteś wściekły?
Spojrzał na mnie znowu z groźną miną.
Zamiast grymasić, mógłby mi wytłumaczyć o co mu chodziło.
- Jestem zajebiście zły. - stwierdził. Po prostu. Z tonu jego głosu nie
wywnioskowałabym tego jego ogromnego gniewu. - Ale wiesz co? Jestem już
przyzwyczajony.
- Do czego...?
- Ta cała szopka. Nie ma ich nigdy, a jak już przyjeżdżają, udają, że wszystko
jest w porządku. - pokręcił głową z dezaprobatą - Nie żebym potrzebował litości
czy zainteresowania, ale... - zawahał się.
- Mów. - nalegałam.
- Po prostu. Mam wrażenie, że tam jest ich życie. Nie tu. - Zaśmiał się,
ale wiedziałam, że to nie była szczera reakcja. Mimo tego, co mówił, mimo tego,
jak bardzo próbowałby mi wmówić, że nic go to nie obchodzi, ja wiedziałam.
Wiedziałam, że to go boli. - Normalnie mam to w dupie. Ale dzisiaj? Kiedy cię
zobaczyli byli tacy... szczęśliwi. Zaczęli z tobą rozmawiać na takie normalne
tematy. Ja tego nie mam.
Z bólem słuchałam. To był naprawdę zagubiony chłopak. Nie dostawał od
rodziców tyle miłości, ile chciał i ile potrzebował. Chciałam go przytulić
pocieszyć, ale pod koniec wypowiedzi zaczął jakby wyrzucać mi wszystkie złości.
Nie chciał już rozmawiać.
- Kurwa! – krzyknął i wyszedł. Po prostu.
Usłyszałam jeszcze tylko trzask drzwi wejściowych. Usiadłam na parapecie w
jego pokoju. Widziałam, jak wchodzi do samochodu zaparkowanego na podjeździe,
odpala silnik i odjeżdża w tylko sobie znanym kierunku. Nie miałam mu za złe nic,
co powiedział. Był zazdrosny. Jego rodzice zainteresowali się mną teraz
bardziej niż nim przez większość jego życia. Było mi go żal. Tak bardzo
chciałam wygarnąć im to, czego on nie potrafił powiedzieć, ale chyba sama nie
byłam do tego zdolna.
Poszłam do swojego pokoju, nie chcąc naruszać jego prywatności bardziej niż
już naruszyłam tą rozmową. Jako przyjaciółka czułam za niego odpowiedzialność i
chciałam mu pomóc. Bałam się o niego, ale nigdy nie lubił rozmawiać o trudnych
rzeczach. Chciałam to uszanować. Pozostało mi teraz mieć nadzieję, że nie zrobi
niczego głupiego.
Nagle poczułam jak mój telefon wibruje. Dostałam wiadomość od Alexy'ego.
Zapraszał mnie do siebie na imprezę. W sumie była sobota. Wieczór. Niczego nie
planowałam. Jednocześnie byłam padnięta po pracy i po niedawnej sytuacji z
czerwonowłosym.
Chłopak jednak nalegał,
więc się zgodziłam. Miałam nadzieję, że to będzie dobry relaks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz