środa, 26 czerwca 2019

Rozdział 4

Zupełnie szczerze muszę przyznać, że straciłam chęć do nauki. Przed liceum byłam typową kujonką. Bardzo starałam się o jak najwyższe wyniki i przede wszystkim interesował mnie materiał. Kochałam historię, sztukę, chemię i angielski. Zdarzało mi się udzielać korepetycji młodszym i rówieśnikom.
Teraz jestem pewna, że wszystko to przepadło. Zeszły rok był dla mnie okropnie ciężki i spowodował diametralne zmiany. Zabrakło mi ochoty i przede wszystkim kogoś, kto zawsze mógł mi pomóc... Moja mama była dla mnie mentorką i podporą. Zawsze mnie wspierała, wskazywała możliwości... A dzisiaj? Nie wiem nawet po co to wszystko. Nie mam pieniędzy, więc nie będzie mnie stać na studia, o których marzyłam.
Przez te przemyślenia, obrałam sobie nowy cel: znaleźć pracę. Wydawało mi się, że to dobry plan. W końcu miałam dużo czasu i nie wiedziałam jak nim gospodarować. Potrzebowałam pieniędzy, a w szkole nie wymagali za dużo, oprócz tej nawiedzonej chemiczki. Dopiero początek roku, a ona chciała już robić sprawdziany ze znajomości materiału.
Pakując książki do torby i wychodząc z klasy, wpadłam na coś, a raczej kogoś. Kątem oka zauważyłam sylwetki trzech dziewczyn. Mój wzrok przykuła drobna Charlotte i blond loki jednej z jej koleżanek. Nie zareagowałam na ich brak kultury. Wypadł mi podręcznik od matematyki, dlatego niewzruszenie schyliłam się, by go podnieść. Zignorowałabym je i poszłabym dalej, ale jedna z nich, złotowłosa, zapewne liderka grupy, kopnęła moją książkę, która w odpowiedzi, sunęła kilka metrów dalej. Gwałtownie się wyprostowałam i spojrzałam na dziewczynę z gniewem.
Była pewna siebie, o czym świadczył jej grymas wyższości, który wyglądał całkiem śmiesznie.
- Zobacz, coś ci odleciało. - Usiłowała rzucić zabawną uwagę, ale chyba jej nie wyszło. - To pewnie od ślinienia się do Kastiela. - wysyczała przez zęby. Grymasy, które jej towarzyszyły, naprawdę nie wyglądały apetycznie i musiałam przyznać, że znacznie odstawała urodą od swoich koleżanek, które w porównaniu z nią, oprócz głupawych min, były również ładne. Ale oczywiście nie mnie to oceniać... Może gdyby zmyła odrobinę makijażu, który jak na miejsce i porę dnia, był dosyć ekstrawagancki... - Dam ci radę. Zostaw go w spokoju. - Podniosła brew i zrobiła nieznaczny ruch, żeby mnie wyminąć, jednak zastąpiłam jej drogę.
- Nie pluj się tak, skarbeńku. - Powiedziałam, teatralnie ocierając jej podbródek. - Zobacz, chyba się ośliniłaś z tego wysiłku. - Ponownie wskazałam na miejsce, które chwilę wcześniej dotykałam. Spojrzała na mnie nienawistnie, zaciskając zęby. - A to co? Wszystkie jesteście fankami tego czerwonego czupiradła?
Charlotte gwałtownie przełknęła ślinę, a w jej oczach pojawiła się iskierka strachu.
Och! Rozumiem! Zdrada przyjaciółki i seks z jej "przyszłym-niedoszłym”. Nie za dobrze to wyglądało.
- Wszystkie? - zadrwiła blondynka - To ja jestem jego dziewczyną. - Ona żyje chyba w innej rzeczywistości.
- Och! Naprawdę? Może twoja psiapsiółka się wypowie. - spojrzałam wymownie na kochankę przyjaciela. - Char? Tak do ciebie mówił wczoraj? Hmm... - dziewczyny spojrzały się po sobie, a ja poczułam ciężar na ramieniu. Poczułam męskie perfumy. Dużo męskich perfum. Po swojej prawicy zobaczyłam niebieskie włosy i już wiedziałam z kim mam do czynienia.
- Cześć, Amber, Charlotte, Li... Co tu jeszcze robicie? Rozwiązujcie swoje problemy z dala od Viki, kochaniutkie. - Alexy uśmiechnął się w moją stronę - No już! Sio, sio! - Symbolicznie je odgonił, na co fuknęły, po czym oddaliły się na kilka kroków, gdzie toczyła się walka na spojrzenia. Urocza Char patrzyła niewinnie na przyjaciółkę, a tamta, chyba nie zrozumiała co zdarzyło się chwilę wcześniej. Jej głupkowaty wyraz twarzy, sprawiał wrażenie jakby każde wypowiedziane słowo wlatywało jej jednym uchem, a wylatywało drugim. Po prostu tępota.
Nie mając serca patrzeć na głupotę... prawdopodobnie Amber, szepnęłam Alexy'emu, żebyśmy poszli. Zgodził się podśmiewając i podał mi książkę, którą upuściłam. Och... od wymiany zdań z tymi jakże uroczymi istotami, dziwnie polepszył mi się humor. Zdecydowanie lubiłam takie drobne sprzeczki. Przyjemny początek dnia.
Ruszyliśmy z niebieskowłosym w stronę Armina. Ten jak zwykle wygodnie się umiejscowił, leżąc na ławce i grając. Dyskretnie zerknęłam mu przez ramię.
- Bez żartów! - zaśmiałam się obserwując jego poczynania. Chłopak właśnie wpisywał ukradkiem "motherlode". - Grasz w simsy na kodach, cwaniaczku?
- Tak! Robię coś ważnego i potrzebny mi zastrzyk gotówki. - powiedział.
- Co takiego tam tworzysz? - Zmrużyłam oczy, żeby lepiej się wszystkiemu przyjrzeć.
- No jak to co? Cmentarz... - Widać, że pogrążył się w tej jakże żmudnej pracy. - Widzisz? - wskazał - To będzie coś!
- Masz makabryczne pomysły. - Przyznałam, z czym skinieniem głowy, zgodził się niebieskowłosy bliźniak.
***
Lekcje nie były zbyt ciekawe i z pewnością nie wniosły niczego pożytecznego do mojego życia. Przynajmniej przerwy spędziłam w miłym towarzystwie. Nigdzie nie mogłam znaleźć Priyi i Rozalii, dlatego większość czasu dzieliłam z Arminem i Alexym, a resztę z Lysandrem i Kastielem, którzy przesiadywali tego dnia głównie w piwnicy.
Była to spora, choć zagracona przestrzeń. Wiele pudeł leżało bez ładu i składu, raczej przy ścianach, a w centralnej części pomieszczenia stała stara kanapa, zajmowana właśnie przez chłopaków, na którą padał główny strumień nikłego światła. Kiedy próbowałam rozświetlić miejsce bardziej, skutecznie uniemożliwił mi to Kastiel. No cóż... przynajmniej próbowałam.
Widząc gitarę na prowizorycznej scenie, ruszyłam po nią i chwyciwszy, zaczęłam ją stroić pod jeden z ulubionych kawałków. Nie widziałam jej wcześniej, więc wywnioskowałam, że nie należała do mojego małpowatego przyjaciela. Czerwonowłosy uporczywie wpatrywał się w moje poczynania, prawdopodobnie próbując się domyślić, co chcę zagrać. Miał uniesiony prawy kącik ust. Cieszył się, że nauka gry na gitarze, którą fundował mi przez lata, nie poszła na marne. Nie miałam serca, mówić mu, że zamierzam grać pierwszy raz od ponad roku, a moja gitara, którą razem ozdabialiśmy w dzieciństwie, tak sentymentalna i pełna wspomnień, może być właśnie w innych rękach.
Gdy spod moich palców zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki "High hopes", chłopcy nie byli jeszcze pewni co do kawałka. Chwilę później towarzyszyły mi już ich uśmiechy. Mimo smętności, uwielbiałam tę piosenkę w wykonaniu Kodaline, była wprost doskonała, pełna uczuć i bardzo ważna. Gdy minęła przygrywka, włączył się Lysander. Połączenie melodii i jego głosu wypełniło całe pomieszczenie, a ja skupiałam się, żeby nie popełnić błędu, jednocześnie dumna z formy po tak długiej przerwie. Gdy Kastiel dogrywał tło własnym instrumentem, nieśmiało zaczęłam dośpiewywać białowłosemu, który z podziwem uniósł brew. Nie byłam tak tragiczna, jak mogłam się tego spodziewać.
- Jesteś niesamowita... - Powiedział Lysander, kiedy skończyliśmy. Jego oczy błyszczały, szeroko otwarte. Grzywka opadała mu na czoło, a pierś rytmicznie unosiła się i opadała od wysiłku, jaki mu zapewniłam.
- Dziękuję... - Opuściłam głowę, lekko się rumieniąc, gdy nagle zaskoczył mnie Kastiel, obejmując i czochrając energicznie po głowie.
- Boże! - uniósł się - Wiedziałem, że jestem zajebistym nauczycielem! - zaczął się przechwalać. Przybrał przy tym pozę niczym paw stroszący pióra. Wyglądał pociesznie i nie chciałam mu tego odbierać. Postanowiłam więc zostawić dla siebie fakt o sprzedanych na rzecz leczenia mamy rzeczach i wciągnąć się w żarty.
- Ta... oczywiście. Uważaj, bo zbyt duże ego to niebezpieczna sprawa. - przyznałam ze śmiechem. Tak bardzo mi tego brakowało.
Nagle białowłosy podszedł blisko mnie i pochylił głowę, jednocześnie łapiąc mnie za ramiona. Popatrzył mi prosto w oczy, a ja poczułam się odrobinę niezręcznie.
Czy on zamierza mnie objąć? Albo pocałować...?
Na moje podświadome pytania odpowiedział głęboki, jednocześnie ciepły głos chłopaka, rozwiewając dziwne wizje.
- Musisz być drugą wokalistką w naszym zespole. - zamurowało mnie.
Czy on mówił poważnie? Czy aż tak dobrze zaśpiewałam...? Miałam sporą przerwę...
W mojej głowie trwała gonitwa myśli.
Czy powinnam dołączyć do zespołu?
- Hej! - szturchnięcie wyrwało mnie z zamyślenia - To jak?
- Nie wiem... - spochmurniałam. Wróciłam do rzeczywistości, zderzając się z prawdą. Musiałam znaleźć pracę i uzbierać na studia. Kupno instrumentów czy próby, w niczym by mi nie pomogły. Zabrałyby tylko cenny czas i pieniądze. - Nie chcę. To do mnie nie pasuje. - Powiedziałam stanowczo, wiedząc, że to wcale nie była prawda ani to, co miałam ochotę powiedzieć.
Moje serce głośno krzyczało: "Zrób to!" Rozum wziął jednak górę i mimo, że chwilowo czułam się okropnie z tą decyzją, to wmawiałam sobie, że wpłynie ona pozytywnie na moją przyszłość.
Lysander westchnął, puszczając moje ramiona i akceptując moją odpowiedź. Kastiel patrzył jednak badawczo, jakby wiedział. Jakby czuł to samo co ja, jakbym była dla niego otwartą księgą, do której zajrzeć pozwala tylko jedno spojrzenie.
Niby od niechcenia, choć wcale tak nie było, zagadnęłam:

- Pomóżcie mi lepiej znaleźć jakąś pracę. - Uśmiechnęłam się, nie tak szczerze jak kilka chwil wcześniej, ale przynajmniej jeden z nich tego nie zarejestrował. - Coś sensowniejszego niż jakieś brzdąkanie w piwnicy. - kolejne kłamstwo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz