środa, 24 czerwca 2020

Rozdział 8


Obudziłam się, kiedy zza zasłon, którymi przysłonięte było okno, zaczęły się przebijać jasne, jeszcze ciepłe promienie słońca. Ramionami ciasno oplatałam poduszkę, na której tej nocy spałam. Podźwignęłam się ostrożnie na ramionach i rozejrzałam. Stwierdziłam, że musiałam się solidnie wiercić, skoro skopałam kołdrę tak, że przykrywała mi jedynie stopy. No cóż. Spojrzałam w bok i zarejestrowałam cichy oddech, wydobywający się z ust czarnowłosego Younga. Na poduszce rozlewały się ciemne kosmyki okalające jego chłopięcą twarz. Wyglądał tak spokojnie.
Podniosłam się do siadu i poczułam nagłą suchość w ustach. Wstałam i podeszłam do biurka, na którym stała butelka. Odkręciłam ją, przechyliłam i wypiłam jednym haustem.
Kac morderca nie ma serca…
Próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy wieczór, a w głowie płynęły mi wspomnienia z karaoke, wódki, którą wlewaliśmy w siebie strumieniami pod pretekstami drinków, chociaż powiedzmy sobie szczerze - dodatków to było w nich niewiele. Uśmiechnęłam się na wspomnienia z tej nieszczęsnej gry w butelkę, która w zabawny sposób poprawiła mi humor. Potem, jakby przez mgłę, przelatywały mi przed oczami inne obrazy.
Czy ja…? Czy my…?
Spojrzałam na siebie i zobaczyłam jak po moim ciele spływa szarawy materiał zdecydowanie nie mojej koszulki. I tu był problem. Nie pamiętałam, kiedy się w nią ubrałam.
Obróciłam się gwałtownie, kiedy usłyszałam, jak Armin wierci się na łóżku przeciągając i ziewając. Miałam ochotę uciec jak najdalej.
- Hej, księżniczko. – powiedział zaspanym głosem sprawca zamieszania – Jak się spało?
- Och… - Stłumiłam okrzyk, zdziwiona tym, jak mnie nazwał. – Całkiem… nieźle. – Powiedziałam cicho i podeszłam do łóżka, siadając na jego brzegu. – Słuchaj… - zaczęłam zachowawczo – Czy my…? – Zawahałam się, by po chwili zapytać stanowczo. – Czy uprawialiśmy wczoraj seks?
Podniósł się na łokciach i przechylając lekko głowę w prawą stronę. Przyjrzał mi się.
- Zasadniczo, to było dzisiaj. – Stwierdził, a ja zamarłam. – Nie pamiętasz? – zaśmiał się.
- Mniejsza z tym, kiedy! Powiedz, czy to zrobiliśmy. – zażądałam zdesperowana.
Przed przyjazdem obiecałam sobie, że się zmienię, że zacznę żyć na nowo, że się poprawię. Jeśli zaczęłabym wariować, jak jeszcze parę miesięcy temu, oznaczałoby to koniec mojego postanowienia.
- Uwierz mi… - Mówił powoli, z zawadiackim uśmiechem, który wydałby mi się seksowny, gdyby nie to, że nie chciałam być już tą dziewczyną, która nie panuje nad emocjami i skacze do łóżka chłopakom z tak błahego powodu, jak przyciąganie. Chciała czegoś więcej. – …, że gdybyś miała uprawiać ze mną seks, to byś tego nie zapomniała. – Dokończył pewnie, zaskakując mnie nieco. – Trzymałem ręce przy sobie.
- Och… - Westchnęłam z ulgą, jednocześnie nie spodziewając się takiego tekstu z ust szkolnego geeka. – A mógłbyś mi opowiedzieć, co się działo? Pamiętam, jak rozeszliśmy się do pokojów, a potem… jakby same urywki. – Poprosiłam, przywołując do siebie jedno wspomnienie, na myśl o którym spłonęłam rumieńcem. Było mi wstyd.
- Nie ma sprawy! – Odpowiedział, śmiejąc się, zapewne z moich wyczynów.
Chwilę później opowiadał mi po krótce, bez zbędnych szczegółów, co nawywijałam. Rozluźniłam się i w głos rechotałam z samej siebie.
Gdy tak leżeliśmy, z parteru dało się usłyszeć huk i zdenerwowany głos.
- Co tu się dzieje?! – Wykrzyczał ktoś, a w reakcji na niego, rozległ się dziewczęcy krzyk. Na dole z dziewczyn była tylko Iris i Su, a pisk nie przypominał pierwszej dziewczyny.
W obawie wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam gorączkowo szukać moich wczorajszych ubrań. Nigdzie ich nie widziałam. Desperacko spojrzałam na czarnowłosego, który wskazał mi wsunięte pod biurko krzesło obrotowe, na którym ku własnej nieuwadze, rzeczywiście znalazłam sukienkę, a poniżej, na podłodze ciemne buty, które poprzedniego dnia miałam na nogach.
Chciałam wyjść z pokoju i ruszyć do łazienki, kiedy usłyszałam ciężkie kroki na dole schodów. Zbladłam.
- Kto to?! – Zapytałam mojego kompana, przestraszona całą sytuacją.
- Nie wiem… Rodzice mieli wracać dopiero pojutrze. – stwierdził niepewnie.
Odgłosy nieubłaganie się zbliżały, a ja wycofałam się dalej od drzwi, na środek pomieszczenia. Klamka zaczęła się obniżać, co oznaczało, że ktoś miał się za chwilę znaleźć w pokoju.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy trzymałam kurczowo w dłoni niezałożoną odzież, była taka, że bliscy bliźniaków nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie.
Zrobiłam zatem najgłupszą rzecz, jaką mogłam, co uświadomiłam sobie, kiedy nie było już odwrotu. Szarpnęłam za cienką kołdrę, którą był okryty Armin i prowizorycznie się nią owinęłam, zostawiając go tym samym w samych bokserkach. Zaraz po przebudzeniu, co oznaczało, chyba nie musiałam mówić co.
Kiedy intruz wdarł się do przestrzeni, którą od kilku godzin okupowałam, pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę były szkarłatnie zafarbowane włosy. Kastiel stanął, jak gdyby nic, przyglądając się całej sytuacji. Ja owinięta pościelą, chłopak w samej bieliźnie na łóżku… Wyglądało to co najmniej dwuznacznie.
- Ja pierdole. – powiedział krótko.
- Co ty tu robisz? – zapytałam niespokojnie.
- Ja? CO JA TU ROBIĘ? – Zaczął wymachiwać w naszą stronę rękoma z furią w oczach. – Jeździłem sobie wczoraj po mieście, nieźle wkurwiony i dostawałem pełno wiadomości od Lysandra, od Rozalii. Nie odpowiadałem na nie, bo nie miałem, kurwa, ochoty. Przyjechałem do domu i nawet nie patrzyłem, czy jesteś, czy cię nie ma. Uznałem, że jesteś odpowiedzialna. I wiesz co? – Opowiadał z wyrzutem, sycząc na koniec. – Okazało, że poszłaś sobie na imprezę. Chciałem się dowiedzieć, jak się bawiłaś, ale nie było cię, do cholery, w pokoju.
Zachowywał się jak rodzic, dający dziecku reprymendę. Tylko, że ja nie byłam jego córką, tylko przyjaciółką. W dodatku, nie byliśmy u siebie, a on a cały głos darł się na mnie, jak gdybym kogoś zamordowała.
W międzyczasie słyszałam w korytarzu otwierające się drzwi i zaspaną Rozalię, która zastanawiała się nad źródłem hałasu. Za nią szedł Alexy i Lysander, równie zdziwieni, co ona.
- No i co…? – Nie rozumiałam, czemu się tak wzburzył. – Co ci do tego?
- To, że mieszkasz w moim domu i się o ciebie martwiłem. Musiałem znaleźć adres tych dwóch… - Spojrzał gniewnie na Armina, wyglądając, jakby miał na niego splunąć. - … i przyjechałem. – zaśmiał się cynicznie pod koniec – I co widzę? Że kurwisz się z jakimś chłoptasiem, którego ledwie znasz. – Podniósł ręce w geście poddania, mówiąc już ciszej.
- Kastiel… to nie tak! – sprzeciwiłam się.
- A jak, do cholery? Sama się zachowujesz w ten sposób, a ostatnio wielce potępiałaś mnie. – szczekał w moją stronę kolejne nieprzyjemne komentarze – Zdecyduj się, dziewczyno.
Zrezygnowany odwrócił się do wyjścia, by po chwili podejść do siedzącego już Armina i zacząć nim trząść gniewnie.
- Zostaw go! – Krzyknęłam zrozpaczona, próbując ich rozdzielić.
Nagle Armin się podniósł i wymierzył w twarz czerwonowłosego cios, którego dźwięk przyprawił mnie o ciarki. Nastolatek złapał się za policzek i próbował się z powrotem rzucić na właściciela pokoju. Na szczęście odciągnęli go Lysander i Alexy zaalarmowani całą sytuacją. Szarpał się, kiedy wyprowadzali go z mieszkania. Słyszeliśmy z białowłosą dziewczyną i poszkodowanym bratem niebieskowłosego jeszcze kilka krzyków, zwieńczonych piskiem opon odjeżdżającego auta.
- No to się porobiło. – skomentowała Roza, kiedy na górę wbiegły Su i Iris.
- Ta… - potwierdziłam skonsternowana.
***
Na prędce się ubrałam i pomogłam reszcie posprzątać. Nie chciałam wszystkiego tłumaczyć, więc wiedząc, że gdybym została, musiałabym to zrobić, postanowiłam się jak najszybciej ulotnić. Przeprosiłam wszystkich za ten incydent i poprosiłam, żeby Armin to załatwił, na co uprzejmie się zgodził. Powiedział, żebym się tym nie przejmowała i że to nie moja wina, po czym mnie przytulił. Podziękowałam za gościnę i wyszłam.
Nie miałam ochoty prosić nikogo o podwiezienie po całej tej sytuacji i mimo wielu protestów, poszłam pieszo.
Przez całą drogę zastanawiałam się jak Kastiel mógł zrobić coś takiego. Jak mógł nazwać mnie kurwą i prawie pobić niewinnego chłopaka. Trzeba było przyznać Natanielowi, że Kastiel rzeczywiście zdawał się być teraz niebezpieczny…
Ciężko było mi to przyznać, ale wyglądało na to, że się zmienił. I to na gorsze. Nie chciałam go jednak całkiem przekreślać. Był zły… pomylił się, zrobił błąd. Każdemu się to mogło zdarzyć. Postanowiłam więc, że nie będę już bierna i dowiem się, co spowodowało, taką jego przemianę. Spróbuję na niego wpłynąć.
***
Gdy dotarłam do domu Evansów, przywitała mnie w kuchni pani domu. Była serdeczna i nie obchodziło jej zbytnio, że nie wróciłam na noc do domu. To trochę krzywdzące, ale z drugiej strony… więcej wolności.
- Minęłaś się z Kastusiem. – zaśmiała się – Nie wiesz, gdzie mógł tak popędzić? Nam nic nigdy nie mówi. – pokręciła zniechęcona głową.
- Och… ja… - Nie wiedziałam co powiedzieć. Cała ta sytuacja z domu bliźniaków nie dawała mi spokoju. – Niestety nie wiem. Od wczoraj jest na mnie zły i nie odzywa się za dużo. – Powiedziałam z przekrzywionym półuśmiechem. W zasadzie nie było to kłamstwo. Już wczoraj zaczął swój konkurs fochów, ale mimo, że nie odzywał się za dużo, to cięte słowa, którymi mnie dzisiaj uraczył, dzwoniły mi ciągle w uszach.
- Ojejku… - zmartwiła się Valeria – Na pewno szybko się pogodzicie. – zapewniła mnie z pokrzepiającym uśmiechem.
Oby...

sobota, 9 maja 2020

Rozdział 7

Postanowiłam podrasować dosyć minimalistyczny makijaż. Trochę trudno było dorysować kreski przy wcześniej pomalowanych rzęsach, ale dałam radę. Pomalowałam też usta klasyczną czerwienią. Przebrałam się stosowniej. Nie byłam fanką sukienek, bo uważałam je za niepraktyczne, ale raz na jakiś czas mogłam sobie na nie pozwolić. Założyłam więc małą czarną bez ramion z golfem. Obcasy to nigdy nie była moja bajka. Zawsze zastępowałam je czymś innym, tak jak tym razem, kiedy to założyłam sportowe buty na wysokiej podeszwie.
No cóż. Nie byłam znawczynią mody, lubiłam to co lubiłam i ubierałam się tak, jak się ubierałam.
- Wychodzę! - rzuciłam zamykając drzwi. Nie wydawało mi się to konieczne, bo państwo Evans byli raczej otwarci i nie ingerowali w to jak ich syn spędzał czas, więc pomyślałam, że ze mną byłoby podobnie.
Nie wiedziałam dokładnie, gdzie mieszkają bliźniacy, ale niebieskowłosy zaproponował, że wyśle po mnie Armina. Na przewodnika zaoferowała się Rozalia. W końcu razem z Lysandrem już nie raz byli u tego nieszczęśnika, u którego koczowałam. Na widok cacka, którym po mnie przyjechali spochmurniałam.
Eh... Czyli tylko ja nie mam tu samochodu. Cudownie.
Oczywiście zdawałam egzaminy i figurowałam jako dumna posiadaczka prawa jazdy, ale nie miałam własnego pojazdu. Przynajmniej nie w tej chwili. Wcześniej jeździłam starym autem taty, kiedy akurat go nie potrzebował, ale teraz? Nie mogłam mu od tak zabrać samochodu, a na kolejny nie było nas stać. Przynajmniej dom Kastiela nie znajdował się daleko od szkoły, więc mogłam chodzić pieszo. Oczywiście mogłabym jeździć z czerwonowłosym, tyle, że nam się nie zgrywało. Chodziliśmy do jednej klasy, ale on wolał pojawiać się później. Nie zawsze, ale w większości.
- Co taka niezadowolona? - zapytał czarnowłosy, wyrywając mnie z zadumy, kiedy wchodziłam do auta.
- Eh... Szkoda gadać. - Westchnęłam, na co chłopak zmarszczył brwi. - Ciężki dzień i tyle. - uśmiechnęłam się. Nie chciałam pozostawać długo w tym nieszczęsnym nastroju. Postanowiłam się dzisiaj dobrze bawić.
- Rozluźnisz się z nami. Obiecuję! - powiedziała entuzjastycznie białowłosa.
***
Okazało się, że chłopaki nie mieszkają tak daleko. Gdy dotarliśmy zobaczyłam piętrowy ładny dom. Weszliśmy do budynku i przywitały mnie znajome twarze. Alexy, Lysander, Iris i Nataniel.
Wow! Udało im się wyciągnąć nawet gospodarza. Nieźle. Nie wydawał się być zbyt imprezowy.
Obok niego siedziała jeszcze... Sucrette? Chyba tak miała na imię. Nie byłam pewna, widziałam ją tylko kilka razy w szkole jak kręciła się po szkole jak wariatka i wszystkim pomagała.
Wszyscy usiedliśmy w salonie na podłodze. Chłopaki wcześniej ostrożnie przesunęli kanapę i stolik, tak, żebyśmy mieli jak najwięcej miejsca do siedzenia. Ja podłożyłam sobie pod brodę poduszkę i położyłam się na brzuchu. W tle leciała przyjemna muzyka. Włączone była konsola, a na ekranie telewizora wyświetlała się zakończona rozgrywka FIFA. Ktoś przegrał sromotnie dwunastoma punktami. Postanowiłam nie chojraczyć, bo sama nie potrafiłam zbyt umiejętnie korzystać z pada. Docinki pozostawiłam więc dla siebie.
W rogu pomieszczenia znajdowała się skrzynka piwa, a na blacie w połączonej z salonem kuchni, znajdowały się inne trunki. Zapowiadał się grubszy melanż.
- Chyba dzisiaj u was śpię chłopaki! - Zawołałam ze śmiechem w reakcji na ten cały alkoholowy asortyment.
Alexy się zaśmiał po czym dodał:
- Mnie i moje łóżko zajęła już Roza, więc chyba został Arminek. - Po tym komentarzu usłyszałam głośne chrząknięcie Lysa, który wskazał na uśmiechającego się półgębkiem adresata wiadomości, a dziewczyny wybuchły śmiechem. Sama się zarumieniłam, nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Niech będzie! - odpowiedziałam ze śmiechem.
Kiedy się uspokoiliśmy, podeszła do mnie białowłosa.
- Tak w ogóle, to czemu nie zabrałaś Kastiela? Od nas nie odbiera telefonu. Myślałam, że wy coś tam... porabiacie razem. - mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Westchnęłam. Nie chciałam jej wszystkiego tłumaczyć.
- W skrócie: przyjechali jego rodzice, pokłóciliśmy się i wyszedł. - odpowiedziałam cicho - I nie. Nie kręcę z Kastusiem. - rzekłam już głośniej, tak, żeby wszyscy, raz na zawsze to zrozumieli.
- Ufff! Dobrze wiedzieć! - nadal żartował Armin.
Impreza była pełna alkoholu, nieporadnych tańców i karaoke. Dużo karaoke.
Nie mogłam się zdobyć na to, żeby zaśpiewać, ale po namowach Lysandra, który musiał wypalić z moim ostatnim popisem w szkolnej piwnicy, postanowiłam podjąć wyzwanie i zmierzyć się z białowłosym. Wybrali nam od Set It Off, z którym, powiem nieskromnie, poradziłam sobie świetnie. Może dlatego, że swego czasu była to jedna z moim ulubionych piosenek, dlatego też często ją śpiewałam. Przyjaciele byli zdziwieni, że nie dość, że zaśpiewałam ładnie, to wygrałam pojedynek kilkoma punktami.
Później wymyślili sobie jakieś wyzwania i pytania. Sama uważałam to za dziecinne, ale nie odmówiłam zabawy. Butelka poszła w ruch.
Na początek leciały proste pytania, bo większość bała się wyzwań. W końcu padło na mnie i jako że również do odważnych nie należę, wybrałam pytanie.
- Czego się najbardziej wstydzisz? Jakaś sytuacja z życia? - nakreśliła Rozalia. Z pozoru proste pytanie, ale kiedy przypomniałam sobie wszystkie rzeczy, które wyprawiałam zeszłego roku... Zrzedła mi mina. Nie chciałam się tym dzielić z resztą, a nie chciałam kłamać. Głównie dlatego, że chciałam być szczera z paczką, ale też nie byłam zbyt dobra w kłamaniu.
- Wolałabym nie odpowiadać. - uśmiechnęłam się przekornie, mając nadzieję, że nie wymyślą jakiejś dziwnej kary.
Spojrzałam kątem oka na Lysandra, który zrobił dziwną minę, podobną do mojej. Jakby sobie coś przypomniał, po czym porozumiewawczo na mnie spojrzał. Chyba rozumiał, prawdopodobnie sam zrobił parę rzeczy, których teraz żałował. Może tego po nim nie widać, ale każdemu się to zdarza. Ja po prostu... nie czułam się pewnie, żeby mówić o tym w grupie.
Dziewczyna, która chwilę wcześniej zadała mi niekomfortowe pytanie zauważyła nasz kontakt wzrokowy i sięgnęła po najłatwiejszą rzecz, jaką mogła.
- Zamiast odpowiadać, pocałuj Lysandra. - rzuciła od niechcenia, cicho chichocząc.
No cóż. Mogłam się spodziewać, że tak będzie to wyglądać. Można by powiedzieć, że w każdej "butelce" musi być chociaż jeden całus. Nie przypuszczałam jednak, że będę pierwsza.
Jeszcze raz spojrzałam na chłopaka.
- Nie masz nic przeciwko? - zapytałam. Chciałam się upewnić. To był najmniej komfortowy moment, kiedy zostawałaś wciągnięta w czyjeś, tego typu wyzwanie.
- Nic a nic. O ile ty czujesz się komfortowo. – Powiedział zachowawczo, unosząc zapraszająco prawy kącik ust.
Zaskoczyła mnie jego otwartość, a jednocześnie maniery, które, mimo wszystko, zachowywał w każdej sytuacji.
- No dobra... - powiedziałam przeciągle, po czym podniosłam się i przeniosłam bliżej niego.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie skrzyżnie. Mimo, że nie staliśmy, to i tak przeważał nade mną wzrostem. Moje marne metr sześćdziesiąt dawało o sobie znać nawet w takich sytuacjach. Pochylił się lekko, żeby wszystko ułatwić, a ja ruszyłam w jego stronę, ale zatrzymałam się na chwilę.
- Jeszcze jedno. - zwróciłam się jeszcze do Rozalii - Buziak czy pocałunek?
Parsknęła.
- Oczywiście, że pocałunek. Żadnych marnych bu... - nie dokończyła, bo pokonałam dzielącą mnie i przyjaciela odległość - Och. - duknęła tylko.
Nie spodziewał się tego, bo otworzył szeroko oczy, ale po chwili rozluźnił się, przymknął powieki i odwzajemnił pocałunek. Miał miękkie i przyjemne w dotyku usta. Muskaliśmy się delikatnie wargami. W tym czasie odgarnął mi delikatnie włosy za ucho i położył delikatnie dłoń na mojej żuchwie, muskając kciukiem mój policzek. Rozchyliłam lekko wargi, dając mu tym samym pozwolenie, z którego skorzystał łącząc nasze języki w subtelnym tańcu. Otworzyłam oczy, żeby zobaczyć, jak marszczy brwi w uroczym grymasie. Całował się ze mną z uśmiechem na ustach.
- Gorzko, gorzko! - krzyknął Alexy i zawtórowała mu reszta, a ja szybko zamknęłam oczy
Zaśmialiśmy się w swoje usta, zderzając się lekko zębami. Cmoknęliśmy się na koniec i odkleiliśmy od siebie.
Wow. Całował świetnie. Cicha woda brzegi rwie…
- No, no... - zaaprobował Alexy - Takim całusem to i ja bym nie pogardził.
- Mówisz to Lysandrowi czy Viki? - zapytała ze śmiechem Iris.
- Uh... - zastanowił się niebieskowłosy - Mimo, że teoretycznie kręcą mnie chłopaki, to nie mogę zdecydować. - Zaśmiał się, wprawiając mnie tym w zakłopotanie.
- Ekhem! Ktoś tu zmienia orientację. - zadrwił jego brat, szturchając go lekko.
- Bez przesady... - pomachał głową - Ale nie zaprzeczę, że było to megagorące. - poklepał Lysa po plecach - Dobra robota.
Uśmiechnęłam się na ten komentarz i spojrzałam na chłopaka, z którym przed chwilą dzieliłam przestrzeń. Również na mnie patrzył. Odwróciłam wzrok speszona i wróciłam na swoje miejsce, zarabiając przy tym klapsa w tyłek od białowłosej.
Od tego momentu więcej było wyzwań. Wszyscy się otworzyli i zaliczyliśmy kilka pocałunków. Tego wieczoru spore powodzenie miał Nataniel, który całował się z Sucrette i Iris. Rozalia trafiła na Armina, ale jako że miała chłopaka, pozwoliliśmy jej tylko cmoknąć go w policzek. Nie była chętna na większe czułości.
Mieliśmy też parę wyzwań z obrzydliwymi drinkami, których na szczęście nie byłam ofiarą, za to Su i Roza... Niestety miały tę nieprzyjemność pić napój przygotowany przez Armina. Alexy mówił, że jego brat jest całkiem dobry jako barman i sam się zdziwił, kiedy dziewczyny zaczęły się krzywić.
- To nie może być takie niedobre. - Powiedział i chwyciwszy szklankę upił łyk, czego pożałował. Szeroko otworzył oczy i pobiegł do łazienki. Kiedy wrócił stwierdził krótko: - To najgorsza rzecz, jaką miałem w ustach.
Nie mogłam się powstrzymać, więc parsknęłam, na co reszta zareagowała śmiechem.
Miło wiedzieć, że nie tylko ja lubię sprośne żarty.
- Nieładnie, pani Victorio. - powiedział Alexy i zaczął mnie łaskotać.
Chwilę później znowu w ruch poszła butelka. Wypadło na Alexy'ego.
- Pytanie. - powiedział - Albo wyzwanie. - zmienił zdanie.
- Co to za zmiany? - fuknęła Iris - Teraz nie wiem, co uznać. - złapała się za głowę - Dostajesz i to, i to.
- Och, nie! - niebieskowłosy złapał się teatralnie za serce - Nie wiem, czy to przetrwam...
- Dobra, nie aktorz nam tu. - kopnął go w kostkę brat.
- Auu... - ułożył usta w podkówkę poszkodowany.
- Hmm... - zastanowiła się rudowłosa - Powiedz... która dziewczyna z tu obecnych podoba ci się najbardziej i... pocałuj ją.
- Wiesz, że ja bardziej w tę drugą stronę, prawda? - dopytał.
- Jasne, że wiem. - żachnęła się dziewczyna - Nie chciałam, żeby było za łatwo. – Mówiła już powoli niewyraźnie. Słychać było, jak alkohol zmieniał jej głos.
- No dobra... - Alexy złapał się za podbródek i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zatrzymał się chwilę na Rozalii, po czym przeniósł wzrok na mnie. - Victoria.
- Uch. - zdziwiłam się. Byłam pewna, że wybierze białowłosą, która, według mnie, była po prostu BO-GI-NIĄ. - A skąd taka decyzja? - zapytałam naprawdę ciekawa.
- To przez ten gorący pocałunek z wcześniej. - poruszył brwiami - Rozgrzałaś mnie, maleńka. - zażartował - Dobra, chodź tu.
- Lecę, ukochany. - zatrajkotałam teatralnie, zbliżając się do niego. Usiadłam naprzeciwko i czekałam.
- O ja! - emocjonował się - Stresuję się! - stwierdził zdziwiony.
- Uważaj, stary, bo serio zmienisz orientację. - powiedział Lysander z uśmiechem - Z Viki chyba wszystko możliwe. - stwierdził patrząc prosto na mnie.
- Ale by było. - poruszył się Alexy - To by były magiczne usta. - zastanowił się chwilę - Ale i tak kocham całym serduszkiem wasze mięśnie, chłopaki. - Narysował serce w powietrzu, by po chwili się do mnie zbliżyć.
Podniósł mój podbródek i złączył nasze usta w pocałunku. Całował zupełnie inaczej niż jakikolwiek chłopak w moim życiu. Był bardziej zachowawczy, studiował każdy ruch jakby się zastanawiał. Po chwili jednak rozluźnił się i całował pewniej. Było naprawdę przyjemnie. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, czułam mrowienie na ustach. Wróciłam na swoje miejsce, kiedy niebieskowłosy przemówił:
- Ogłaszam wszem i wobec, że Victoria jest pierwszą dziewczyną, z którą się całowałem i robi to zajebiście. - Przeciągał sylaby w ostatnim słowie, a ja po tej wypowiedzi zrozumiałam jego początkowe reakcje w pocałunku. - Ale nadal kocham mięśniaków. - podniósł ręce w obronnym geście - Może innym razem, kochaniutka. - mrugnął do mnie żartobliwie.
Atmosfera była niesamowita. Rzeczywiście odpoczęłam po ciężkim dniu. Skończyliśmy zabawę dwie godziny później. Dochodziła trzecia, a wszyscy byli już solidnie wymęczeni. Niektórzy odpadli wcześniej, na przykład Sucrette, która cicho pochrapywała oparta o ramię Nataniela, który też nie był w najlepszym stanie. Wszyscy pili tego wieczoru, więc nie miał nas kto odwieźć.
Alexy i Armin wspaniałomyślnie zagospodarowali trochę miejsca dla każdego, starając się, żeby nikt nie musiał spać na podłodze. Su i Nataniel mieli spać na rozkładanej kanapie w salonie, bo nie byli w stanie wejść po schodach, podobnie Iris, której postanowiliśmy nie ruszać z rozkładanego fotela, na którym przesiedziała większość wieczoru. Alexy zaprosił do swojego pokoju Rozalię i Lysandra, a ja miałam spać z Arminem, bo wszyscy wzięli nasze przekomarzania z początku imprezy na poważnie.
Czarnowłosy zaprowadził mnie do swojego pokoju. Podczas, gdy Lys przygotowywał się do spania w łazience na dole, a Roza na górze, ja rozglądałam się po przestronnym pomieszczeniu, w którym miałam dzisiaj nocować. Większą jego część zajmował regał z biurkiem, szafą i sporą ilością szafek, który zajmował całą ścianę naprzeciwko drzwi do sypialni. Na blacie obok nowoczesnej lampki, znajdował się komputer stacjonarny z dobrej firmy. Wokół walało się sporo pudełek po grach oraz kilka pustych butelek po znanym odrdzewiaczu, jakim jest Coca-Cola. Obok drzwi na balkon, stało duże łóżko.
- Ładnie. – Skwitowałam, krótko śmiejąc się pod nosem, kiedy chłopak na szybko zgarniał nogą w jeden kąt wszystkie porozkładane na podłodze gry i podnosił puste opakowania po jedzeniu oraz napojach.
- Nie śmiej się. – Pogroził jej palcem, sprzątając w biegu. – I tak zastałaś to w jakimś względnym porządku. Czasem jest dużo gorzej. – Śmiał się ze swojego bałaganiarstwa, a kiedy skończył porządkować zapytał: - Jak chcesz spać? Mogę się rozłożyć na podłodze albo zagwarantować, że rączki będę miał przy sobie. - Rzucił całkiem zabawny komentarz, podnosząc przy tym ręce, na co zareagowałam parsknięciem.
- Chyba ci wierzę. – pokiwałam głową – Co mógłby mi zrobić bezbronny simsowy cheater.
- Och! – Wzburzył się, teatralnie kładąc sobie rękę na piersi. – Nie dość, że wyciągasz takie krzywdzące oszczerstwa, to jeszcze wątpisz w moje… umiejętności. – poruszył znacząco brwiami.
- Przecież żartuję! – zaśmiałam się w głos – A ty daj sobie spokój, nikt miał nie spać na podłodze. – przypomniałam – Śpisz ze mną na łóżku.
- No dobra, mi pasuje. – ucieszył się.
- Dobra… Została jeszcze jedna sprawa… - zaczęłam – Zapomniałam piżamy…
- Nie przejmuj się. Zaraz ci coś znajdę. – rzucił, jakby nie robiło mu to żadnej różnicy.
Chwilę później znalazł się przy szafie i wyjął z niej dużą szarą koszulkę z nadrukowanym padem. Jakżeby inaczej? Podał mi ją w komplecie razem z luźnymi czarnymi spodenkami. Wzięłam rzeczy z uśmiechem i podziękowałam. Kiedy usłyszałam głos Lysandra z parteru, od razu ruszyłam w stronę wolnej łazienki. Musiałam przyznać, że alkohol stępił trochę moje odruchy, więc starałam się robić wszystko spokojnie, żeby nic nie wywrócić i nie narobić hałasu. Szybko się ogarnęłam i przymierzyłam prowizoryczną piżamę, którą dostałam od Armina. Bluzka dostawała mi do kolan, a spodenki byłyby lekko przed nie, ale niestety były sporo za duże i przy każdej próbie założenia ich, bezwiednie spadały. No cóż. Pozostało mi jedynie zostać w koszulce i bieliźnie.
Kiedy wracałam do pokoju lekko kręciło mi się w głowie. Po przekroczeniu progu, ostrożnie zamknęłam drzwi. Dopiero wtedy dostrzegłam chłopaka, który stał odwrócony tyłem do drzwi i przeglądał coś w telefonie. Miał wilgotne włosy i był… w samych bokserkach. Mimo ciągłego grania, miał umięśnione ciało, w tym plecy, nogi, pośladki…
Uspokój się głosie w głowie!
Przełknęłam ślinę i odezwałam się:
- Niestety nie mój rozmiar. – Chłopak gwałtownie się odwrócił i zlustrował mnie wzrokiem.
- Ładnie ci w mojej koszulce. – Przyznał, zabierając trefną część odzieży z mojej wyciągniętej dłoni i włożył ją szybko do szafki.
- Dzięki. – zarumieniłam się.
Lekko się chwiejąc podeszłam do łóżka i usiadłam na jego brzegu, dłońmi badając miękką aksamitnie gładką pościel. Materac był naprawdę wygodny.
Przyjrzał się moim poczynaniom z zawadiackim uśmiechem. Usiadł obok, a mnie otoczyła jego woń, przyjemnie wbijając w moje nozdrza połączenie zapachowe piżma i cedru. W tym momencie do głowy uderzyły mi bąbelki i instynktownie złapałam chłopaka za kolano.
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale chwilę później dotknął dłonią mojego nagiego uda i przejechał po nim delikatnie koniuszkami palców. Nie byłam pewna, co właściwie robiłam i czy była to zasługa alkoholu czy nagłej potrzeby bliskości. Nie znałam chłopaka za długo, ale w zasadzie nieźle się dogadywaliśmy i… był przystojny. To trzeba było mu przyznać.
Nie zastanawiając się przesadnie długo wskoczyłam Arminowi na kolana i tracąc przy tym równowagę posłałam go na miękką pościel, lecąc prosto na niego. Z moich ust wyrwało się parsknięcie z zaistniałej sytuacji. Chwilę później, chłopak zawtórował mi w śmiechu, a ja zsunęłam się z niego i położyłam obok.
- Nie wiem, co przed chwilą chciałam zrobić, ale przepraszam. – zaśmiałam się histerycznie, nie mogąc przestać.
- Nie ma sprawy. – odpowiedział łagodnie – To pewnie przez procenty. – stwierdził żartobliwie.
Próbowałam wstać, w czym chłopak mi pomógł i sekundę później staliśmy już na równych nogach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i ujrzawszy butelkę wody mineralnej, stojącą na biurku złapałam za nią i pytając uprzednio, przechyliłam ją, by wypić kilka łyków jej zawartości. W tym czasie Armin przyglądał się moim poczynaniom, uśmiechając się pod nosem.

Stwierdziliśmy, że z czasem jestem coraz bardziej pijana i w nastroju do żartów położyliśmy się na swoich stronach łóżka. Zgasiliśmy światło i tak leżeliśmy, sporadycznie rzucając sobie jakieś zabawne docinki, dopóki jedno z nas nie zasnęło. Oczywiście, byłam to ja. Nawet się nie zorientowałam, w którym momencie odpłynęłam…

Truth or dare | Anime Amino

niedziela, 12 kwietnia 2020

Rozdział 6

Gdy weszłam do domu, z kuchni usłyszałam znajome głosy. Kastiel znużony opierał się o kuchenny blat, a za nim wesoło gawędzili jego rodzice. Nie widziałam Valerii i Jeana-Louisa od dawna, chodź doszłam do wniosku, że nie zmienili się tak bardzo na przestrzeni kilku lat. Mężczyzna miał już delikatną siwiznę na skroniach, ale dalej trzymał formę, podobnie kobieta, która nie zmieniła się ani trochę. Zawsze piękna i roześmiana, kobieta sukcesu, czego ceną był samotny, wręcz pozostawiony na pastwę losu syn.
- Hej... - przywitałam się nieśmiało. Nie widziałam ich tyle, że nie wiedziałam, czy przywitać się jak dawniej, czy może bardziej oficjalnie. Postawiłam jednak na pierwszą opcję.
- Och! Kochana! - Dobiegł mnie ucieszony pisk Valerii, po czym podbiegła i mnie wyściskała. Złapała mnie za policzki i przyjrzała się dokładnie. - Aleś ty wypiękniała. Nabrałaś kolorów... - wzdychała nade mną - Jak ja cię dawno nie widziałam...
Kiedy się odsunęła, podszedł do mnie jej małżonek. W przyjaznym geście wziął mnie w ramiona i równie mocno wyściskał, po czym wesoło poczochrał po czuprynie.
- Wyglądasz wspaniale, zapewne wyrosłaś również na wspaniałą osobę. Nie wątpię w to. - Rzekł dumnie, a mnie zrobiło się autentycznie ciepło na sercu, mimo, że wiedziałam, że to nie do końca prawda. – Jesteś zawsze mile widziana w naszym domu i cieszymy się, że się u nas zatrzymałaś.
- Zaraz muszę zobaczyć, jak się urządziłaś. - uśmiechnęła się serdecznie matka mojego przyjaciela - Na pewno doskonale zagospodarowałaś przestrzeń. Od małego świetnie ci to szło.
- Ach, nie zmieniałam wiele... - przyznałam - Wstawiłam kilka swoich rzeczy i tyle. Nie chciałam wprowadzać trwałych zmian.
- Nie masz się co martwić, kochana! - machnęła dłonią - To przecież twój pokój.
Wieczór mijał przyjemnie, przynajmniej mnie. Nadrabiałam stracony czas z bliskimi, rozmawiając o błahostkach, starając się nie wkraczać na poważne tematy. W końcu Valeria zaczęła trajkotać o podróżach, opowiadała o wszystkim co tak w nich kochała, a ja słuchałam z ciekawością, jednocześnie obserwując reakcje Kastiela. Nie był zadowolony, nie zjadł kolacji i z grymasem na twarzy grzebał w jedzeniu widelcem. Nie zapowiadało się to najlepiej.
W końcu nie wytrzymał. Rzucił sztućce na talerz i wstał od stołu tak gwałtownie, że przewróciło się jego krzesło. Uniosłam się raptownie, spojrzałam na jego rodziców, którzy zmartwieni patrzyli po sobie. Ruszyłam za nim, ale gdy dotarliśmy na górę zamknął mi drzwi centralnie przed nosem.
Nieładnie.
Z grzeczności najpierw zapukałam, ale już po chwili po prostu weszłam. Spojrzał na mnie spode łba. Leżał na łóżku obejmując poduszkę.
- Ostatnio bałam się wejść do tej twojej jaskini. Teraz miałam podobnie. - powiedziałam z nutą śmiechu.
Teraz przynajmniej wiedziałam skąd ta ciemnica. Okno było zasłonięte kocami, zaczepionymi na karniszach.
Ktoś tu oszczędzał na firankach.
Ogólnie pokój wydawał się zadziwiająco czysty. Nie spodziewałam się tego po Kastielu, oczekiwałam raczej solidnego bałaganu, walających się puszek po energetykach, pudełek po pizzy, zużytych gumek koło łóżka i gnijących zwłok pod biurkiem. Ku mojemu zdziwieniu, pomieszczenie było zachowane w pedantycznym wręcz porządku. Wydawało się cholernie sterylne i nawet ja nie miałam nigdy czystszego pokoju.
Czy te dziewczyny, które tu przychodziły mu sprzątały? Nie, to raczej nie to. Nie wyjaśniałoby to tych dźwięków, na których myśl przechodziły ciarki. Chociaż była to ciekawa wizja.
- Czego się tu bać? - Na te słowa rozejrzałam się jeszcze raz, szukając czegokolwiek odbiegającego od normy. Było łóżko, biurko, szafka, komoda, gitara, książki i ten cholerny koc na oknie.
- Powiedz mi co to za pomysł z "tym"? - zapytałam podchodząc bliżej powodu ciemności.
Zajrzałam przez prowizoryczną zasłonę. Za nią znajdował się spory parapet z materacem i parę poduszek.
Och.
- Lubię tam siedzieć. - powiedział podchodząc. Miałam wrażenie, że trochę się uspokoił.
- Już nie jesteś wściekły?
Spojrzał na mnie znowu z groźną miną.
Zamiast grymasić, mógłby mi wytłumaczyć o co mu chodziło.
- Jestem zajebiście zły. - stwierdził. Po prostu. Z tonu jego głosu nie wywnioskowałabym tego jego ogromnego gniewu. - Ale wiesz co? Jestem już przyzwyczajony.
- Do czego...?
- Ta cała szopka. Nie ma ich nigdy, a jak już przyjeżdżają, udają, że wszystko jest w porządku. - pokręcił głową z dezaprobatą - Nie żebym potrzebował litości czy zainteresowania, ale... - zawahał się.
- Mów. - nalegałam.
- Po prostu. Mam wrażenie, że tam jest ich życie. Nie tu. - Zaśmiał się, ale wiedziałam, że to nie była szczera reakcja. Mimo tego, co mówił, mimo tego, jak bardzo próbowałby mi wmówić, że nic go to nie obchodzi, ja wiedziałam. Wiedziałam, że to go boli. - Normalnie mam to w dupie. Ale dzisiaj? Kiedy cię zobaczyli byli tacy... szczęśliwi. Zaczęli z tobą rozmawiać na takie normalne tematy. Ja tego nie mam.
Z bólem słuchałam. To był naprawdę zagubiony chłopak. Nie dostawał od rodziców tyle miłości, ile chciał i ile potrzebował. Chciałam go przytulić pocieszyć, ale pod koniec wypowiedzi zaczął jakby wyrzucać mi wszystkie złości. Nie chciał już rozmawiać.
- Kurwa! – krzyknął i wyszedł. Po prostu.
Usłyszałam jeszcze tylko trzask drzwi wejściowych. Usiadłam na parapecie w jego pokoju. Widziałam, jak wchodzi do samochodu zaparkowanego na podjeździe, odpala silnik i odjeżdża w tylko sobie znanym kierunku. Nie miałam mu za złe nic, co powiedział. Był zazdrosny. Jego rodzice zainteresowali się mną teraz bardziej niż nim przez większość jego życia. Było mi go żal. Tak bardzo chciałam wygarnąć im to, czego on nie potrafił powiedzieć, ale chyba sama nie byłam do tego zdolna.
Poszłam do swojego pokoju, nie chcąc naruszać jego prywatności bardziej niż już naruszyłam tą rozmową. Jako przyjaciółka czułam za niego odpowiedzialność i chciałam mu pomóc. Bałam się o niego, ale nigdy nie lubił rozmawiać o trudnych rzeczach. Chciałam to uszanować. Pozostało mi teraz mieć nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego.
Nagle poczułam jak mój telefon wibruje. Dostałam wiadomość od Alexy'ego. Zapraszał mnie do siebie na imprezę. W sumie była sobota. Wieczór. Niczego nie planowałam. Jednocześnie byłam padnięta po pracy i po niedawnej sytuacji z czerwonowłosym.
Chłopak jednak nalegał, więc się zgodziłam. Miałam nadzieję, że to będzie dobry relaks.



Let Me Help You - 3 - Wattpad