sobota, 20 kwietnia 2019

Rozdział 1

Podróż trwała dosyć długo i kiedy zobaczyłam znajomą ulicę, odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam się doczekać aż dotrę na miejsce. Z podekscytowania wypadłam z taksówki zanim porządnie się zatrzymała. Kierowca pomógł mi wyjąć bagaże, podziękowałam mu i zapłaciłam. Gdy odjechał, ruszyłam w stronę znanego mi z dzieciństwa domu.
Jak dziś pamiętam dzień, kiedy razem z moim bratem i z nim biegaliśmy po podwórku. Uroczo jak to dzieci wymachiwaliśmy rękami, udając samoloty. Jason zawsze chciał być wojskowym, a ja helikopterem, ale na rzecz przyjaciela, udawałam samolot pasażerski. Czemu? Jego rodzice pracowali w branży lotniczej; mama jako stewardessa, a ojciec - pilot. Często wybierali się razem w delegacje. Potrafiły trwać one po kilka dni. W tym czasie chłopiec pomieszkiwał u nas. Nigdy nie wypytywałam, bo wiedziałam, że go to smuciło. Kilkakrotnie słyszałam w nocy ciche łkanie i wiedziałam, że to on jest jego źródłem. Gdy jednak zaczynaliśmy się bawić, wszystko wyglądało inaczej. Byliśmy wspaniałą drużyną. Nie tylko jako małe dzieci; gdy byliśmy w podstawówce, również trzymaliśmy się razem.
Nasza trójka była nierozłączna... Dopóki nie zostaliśmy rozdzieleni. Moja mama straciła tu pracę ze względu na chorobę, a ojciec w związku z naszym małym kryzysem podłamał się. Gdy dostał propozycję pracy w innym mieście jakby odetchnął. Mnie i Jasonowi było strasznie przykro, gdy musieliśmy opuścić przyjaciela, ale radowała nas myśl, że mamy szansę sprawić radość tacie... Wyprowadziliśmy się. Mój brat miał wtedy zaledwie trzynaście lat, a ja byłam rok młodsza.
Minęło ponad pięć lat, a ja wracam tu. Będę mieszkać razem ze starym znajomym, tak dla mnie niegdyś ważnym. Teraz również. Świadczy o tym moje podenerwowanie w chwili obecnej.
Planowaliśmy to już dawno - dwa lata temu, mimo nikłego kontaktu telefonicznego, zrodził się ten pomysł, poparty przez jego i moich rodziców. Miałam zacząć naukę w tutejszym liceum w zeszłym roku, ale przez pogorszenie się stanu zdrowia mojej mamy, wolałam z nią zostać. Gdy zmarła... było ciężko... Mój brat musiał zająć się mną i domem. Ojciec całkiem się załamał, zaczął pić i wyrzucili go z pracy. Ja trzymałam się lepiej... wiedziałam, że mama nie chciałaby, żebym się użalała, dlatego próbowałam być silna i mimo tęsknoty, walczyłam i dążyłam do celu. Nie byłam jednak święta. Miałam swoje za uszami. Rzeczy, które robiłam, żeby poczuć się jakkolwiek lepiej… Teraz się ich wstydziłam.
W międzyczasie zatroszczyliśmy się z Jasonem, żeby tata zaczął chodzić do terapeuty i pomogliśmy mu wyjść z tego depresyjnego stanu. Znów znalazł pracę i cieszył się życiem. Podniósł się po upadku. Ja kilka miesięcy temu odnowiłam kontakt z przyjacielem, a propozycja okazała się aktualna. Szybko złożyłam papiery o przeniesienie i wspierana przez rodzinę, przyjechałam. Po prostu. Moje oceny nie były zniewalające, ale przyjęto mnie.
Zapukałam i robiło mi się coraz goręcej. Gdy usłyszałam kroki ze środka, zaczęły mi się trząść kolana. Kiedy drzwi stanęły otworem, na mojej twarzy zagościł wielki, szczery uśmiech.
Ależ on się zmienił!
Miał na sobie czarne dresy i zwykły podkoszulek - zupełnie normalny, domowy ubiór. Ale na jego głowie... widniały czerwone włosy sięgające lekko przed ramiona. Kiedyś metamorfozę swoich krótkich, czarnych włosów ograniczał do grzywki, ale teraz... Wyglądał naprawdę nieźle. Pasował mu ten styl. Oprócz tego, sporo urósł i nabrał bardziej męskiej postury. W skrócie: wyprzystojniał.
- Kastiel! - krzyknęłam wesoło.
Również się uśmiechnął i nie patrząc na brak butów, objął mnie mocno w pasie i podniósł, jednocześnie wychodząc przez próg domu. Kilka razy okręcił nas, a gdy się zatrzymał i mnie puścił, spojrzał na mnie ze zdumieniem, ale chwilę później spochmurniał.
- Tak mi przykro... - W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie zważając na nie, znów go przytuliłam. - Naprawdę... Jest mi ogromnie przykro i przepraszam, że nie było mnie na pogrzebie... Nie wiedziałem i... - przerwałam mu klepnięciem w plecy.
- Słuchaj, nie ma sprawy. Było minęło. - Otarłam pojedynczą łzę i spojrzałam na niego. - Tak się cieszę, że cię widzę!
- Ja też... Cholera! Wyładniałaś! - powiedział zdumiony.
- To aż takie dziwne? - zaśmiałam się.
- No coś ty! Zawsze wyglądałaś całkiem nieźle. - przyznał - Dziwne, że urosły ci cycki. - Uniósł rękę do twarzy, żeby stłumić śmiech.
- O ty świntuchu! - Zawołałam i trzepnęłam go w ramię, po czym w obronnym geście zasłoniłam klatkę piersiową. - Dobra, wejdźmy do domu, bo ubrudzisz te swoje odświętne, białe skarpetki!
Luźna atmosfera sprawiła, że poczułam się jak w domu. Znowu. Czerwonowłosy pomógł mi wnieść bagaże i zadomowić się. Pokazał mi mój pokój. Było to niewielkie pomieszczenie naprzeciwko jego, wyposażone w jednoosobowe łóżko, biurko i sporą szafę. Wszystko czego potrzebowałam. Cały budynek był z resztą skromny, mimo, że rodzice chłopaka wcale nie zarabiali mało. Na parterze niewielki salon połączony z kuchnią, a na piętrze dwa pokoje połączone balkonem, no i oczywiście dwie łazienki – po jednej na górze i na dole.
- A gdzie Valeria i Jean-Louis? - spytałam, nie widząc nigdzie krewnych Kastiela.
- A jak sądzisz? - zrobił skwaszoną minę - Są w delegacji. - uściślił.
- Och... A wiedzą w ogóle, że przyjechałam?
- Ta... Dzwonili wczoraj, żeby przeprosić, że nie będą mogli cię przywitać osobiście, kiedy przyjedziesz. - usiadł na stołku i oparł się łokciami o kuchenny blat.
- Jak długo ich nie ma?
- Coś koło tygodnia. - westchnął - Ogólnie rzadko tu bywają. - zaczął mieszać w szklance słomką.
- Przykro mi. - Przyznałam, chociaż nie bardzo wiedziałam co mówić dalej. Po prostu podeszłam do chłopaka i położyłam mu rękę na plecach. Wydawał mi się to odpowiedni, pokrzepiający gest. Nie myliłam się. Jak w dzieciństwie - wolał nie poruszać tego tematu, zatem dałam mu spokój.
Resztę wieczoru spędziliśmy oglądając filmy. Jak za dawnych czasów, śmialiśmy się z pozornie najstraszniejszych momentów każdego horroru. Grubo po pierwszej nad ranem, usłyszałam ciche pochrapywanie chłopaka. Kilka chwil patrzyłam na jego niezwykle spokojny wyraz twarzy podczas snu. Wydawał się taki zrelaksowany. Mimo wielu lat rozłąki, wiedziałam, że oprócz kilku zmian w wyglądzie i nowych cech, które sobie przyswoił, to nadal był tym samym wrażliwym chłopcem.

Wyłączyłam telewizor, upewniłam się, że drzwi od domu są zamknięte i szczelnie przykryłam towarzysza kocem. Potem ruszyłam do swojego nowego pokoju. Nie byłam zmęczona, więc postanowiłam się rozpakować. Znalazłam miejsce dla wszystkich ubrań, laptop zostawiłam na biurku obok iPoda z ulubioną muzyką, a na tablicy korkowej wyżej przypięłam ważne dla mnie zdjęcia i "talizmany". Poduszkę, którą wykonała dla mnie moja mama, położyłam na łóżku. Na koniec przyjrzałam się swojemu dziełu. Wszystkie te przedmioty stanowiły razem mój azyl, sprawiały, że miejsce wydawało się bezpieczną przystanią, w której nie muszę się niczym martwić.


Znalezione obrazy dla zapytania tablica korkowa nastolatki