Podróż trwała
dosyć długo i kiedy zobaczyłam znajomą ulicę, odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam
się doczekać aż dotrę na miejsce. Z podekscytowania wypadłam z taksówki zanim porządnie
się zatrzymała. Kierowca pomógł mi wyjąć bagaże, podziękowałam mu i zapłaciłam.
Gdy odjechał, ruszyłam w stronę znanego mi z dzieciństwa domu.
Jak dziś
pamiętam dzień, kiedy razem z moim bratem i z nim biegaliśmy po podwórku.
Uroczo jak to dzieci wymachiwaliśmy rękami, udając samoloty. Jason zawsze
chciał być wojskowym, a ja helikopterem, ale na rzecz przyjaciela, udawałam
samolot pasażerski. Czemu? Jego rodzice pracowali w branży lotniczej; mama jako
stewardessa, a ojciec - pilot. Często wybierali się razem w delegacje.
Potrafiły trwać one po kilka dni. W tym czasie chłopiec pomieszkiwał u nas.
Nigdy nie wypytywałam, bo wiedziałam, że go to smuciło. Kilkakrotnie słyszałam
w nocy ciche łkanie i wiedziałam, że to on jest jego źródłem. Gdy jednak
zaczynaliśmy się bawić, wszystko wyglądało inaczej. Byliśmy wspaniałą drużyną.
Nie tylko jako małe dzieci; gdy byliśmy w podstawówce, również trzymaliśmy się
razem.
Nasza trójka
była nierozłączna... Dopóki nie zostaliśmy rozdzieleni. Moja mama straciła tu
pracę ze względu na chorobę, a ojciec w związku z naszym małym kryzysem
podłamał się. Gdy dostał propozycję pracy w innym mieście jakby odetchnął. Mnie
i Jasonowi było strasznie przykro, gdy musieliśmy opuścić przyjaciela, ale
radowała nas myśl, że mamy szansę sprawić radość tacie... Wyprowadziliśmy się.
Mój brat miał wtedy zaledwie trzynaście lat, a ja byłam rok młodsza.
Minęło ponad
pięć lat, a ja wracam tu. Będę mieszkać razem ze starym znajomym, tak dla mnie
niegdyś ważnym. Teraz również. Świadczy o tym moje podenerwowanie w chwili
obecnej.
Planowaliśmy
to już dawno - dwa lata temu, mimo nikłego kontaktu telefonicznego, zrodził się
ten pomysł, poparty przez jego i moich rodziców. Miałam zacząć naukę w
tutejszym liceum w zeszłym roku, ale przez pogorszenie się stanu zdrowia mojej
mamy, wolałam z nią zostać. Gdy zmarła... było ciężko... Mój brat musiał zająć
się mną i domem. Ojciec całkiem się załamał, zaczął pić i wyrzucili go z pracy.
Ja trzymałam się lepiej... wiedziałam, że mama nie chciałaby, żebym się
użalała, dlatego próbowałam być silna i mimo tęsknoty, walczyłam i dążyłam do
celu. Nie byłam jednak święta. Miałam swoje za uszami. Rzeczy, które robiłam,
żeby poczuć się jakkolwiek lepiej… Teraz się ich wstydziłam.
W
międzyczasie zatroszczyliśmy się z Jasonem, żeby tata zaczął chodzić do
terapeuty i pomogliśmy mu wyjść z tego depresyjnego stanu. Znów znalazł pracę i
cieszył się życiem. Podniósł się po upadku. Ja kilka miesięcy temu odnowiłam
kontakt z przyjacielem, a propozycja okazała się aktualna. Szybko złożyłam
papiery o przeniesienie i wspierana przez rodzinę, przyjechałam. Po prostu.
Moje oceny nie były zniewalające, ale przyjęto mnie.
Zapukałam i
robiło mi się coraz goręcej. Gdy usłyszałam kroki ze środka, zaczęły mi się
trząść kolana. Kiedy drzwi stanęły otworem, na mojej twarzy zagościł wielki,
szczery uśmiech.
Ależ on się
zmienił!
Miał na sobie
czarne dresy i zwykły podkoszulek - zupełnie normalny, domowy ubiór. Ale na
jego głowie... widniały czerwone włosy sięgające lekko przed ramiona. Kiedyś
metamorfozę swoich krótkich, czarnych włosów ograniczał do grzywki, ale
teraz... Wyglądał naprawdę nieźle. Pasował mu ten styl. Oprócz tego, sporo urósł
i nabrał bardziej męskiej postury. W skrócie: wyprzystojniał.
- Kastiel! -
krzyknęłam wesoło.
Również się
uśmiechnął i nie patrząc na brak butów, objął mnie mocno w pasie i podniósł,
jednocześnie wychodząc przez próg domu. Kilka razy okręcił nas, a gdy się
zatrzymał i mnie puścił, spojrzał na mnie ze zdumieniem, ale chwilę później
spochmurniał.
- Tak mi
przykro... - W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie zważając na nie, znów go
przytuliłam. - Naprawdę... Jest mi ogromnie przykro i przepraszam, że nie było
mnie na pogrzebie... Nie wiedziałem i... - przerwałam mu klepnięciem w plecy.
- Słuchaj,
nie ma sprawy. Było minęło. - Otarłam pojedynczą łzę i spojrzałam na niego. -
Tak się cieszę, że cię widzę!
- Ja też...
Cholera! Wyładniałaś! - powiedział zdumiony.
- To aż takie
dziwne? - zaśmiałam się.
- No coś ty!
Zawsze wyglądałaś całkiem nieźle. - przyznał - Dziwne, że urosły ci cycki. -
Uniósł rękę do twarzy, żeby stłumić śmiech.
- O ty
świntuchu! - Zawołałam i trzepnęłam go w ramię, po czym w obronnym geście zasłoniłam
klatkę piersiową. - Dobra, wejdźmy do domu, bo ubrudzisz te swoje odświętne,
białe skarpetki!
Luźna
atmosfera sprawiła, że poczułam się jak w domu. Znowu. Czerwonowłosy pomógł mi
wnieść bagaże i zadomowić się. Pokazał mi mój pokój. Było to niewielkie
pomieszczenie naprzeciwko jego, wyposażone w jednoosobowe łóżko, biurko i sporą
szafę. Wszystko czego potrzebowałam. Cały budynek był z resztą skromny, mimo,
że rodzice chłopaka wcale nie zarabiali mało. Na parterze niewielki salon
połączony z kuchnią, a na piętrze dwa pokoje połączone balkonem, no i
oczywiście dwie łazienki – po jednej na górze i na dole.
- A gdzie
Valeria i Jean-Louis? - spytałam, nie widząc nigdzie krewnych Kastiela.
- A jak
sądzisz? - zrobił skwaszoną minę - Są w delegacji. - uściślił.
- Och... A
wiedzą w ogóle, że przyjechałam?
- Ta...
Dzwonili wczoraj, żeby przeprosić, że nie będą mogli cię przywitać osobiście,
kiedy przyjedziesz. - usiadł na stołku i oparł się łokciami o kuchenny blat.
- Jak długo
ich nie ma?
- Coś koło
tygodnia. - westchnął - Ogólnie rzadko tu bywają. - zaczął mieszać w szklance
słomką.
- Przykro mi.
- Przyznałam, chociaż nie bardzo wiedziałam co mówić dalej. Po prostu podeszłam
do chłopaka i położyłam mu rękę na plecach. Wydawał mi się to odpowiedni,
pokrzepiający gest. Nie myliłam się. Jak w dzieciństwie - wolał nie poruszać
tego tematu, zatem dałam mu spokój.
Resztę
wieczoru spędziliśmy oglądając filmy. Jak za dawnych czasów, śmialiśmy się z
pozornie najstraszniejszych momentów każdego horroru. Grubo po pierwszej nad
ranem, usłyszałam ciche pochrapywanie chłopaka. Kilka chwil patrzyłam na jego
niezwykle spokojny wyraz twarzy podczas snu. Wydawał się taki zrelaksowany.
Mimo wielu lat rozłąki, wiedziałam, że oprócz kilku zmian w wyglądzie i nowych
cech, które sobie przyswoił, to nadal był tym samym wrażliwym chłopcem.
Wyłączyłam
telewizor, upewniłam się, że drzwi od domu są zamknięte i szczelnie przykryłam
towarzysza kocem. Potem ruszyłam do swojego nowego pokoju. Nie byłam zmęczona,
więc postanowiłam się rozpakować. Znalazłam miejsce dla wszystkich ubrań,
laptop zostawiłam na biurku obok iPoda z ulubioną muzyką, a na tablicy korkowej
wyżej przypięłam ważne dla mnie zdjęcia i "talizmany". Poduszkę,
którą wykonała dla mnie moja mama, położyłam na łóżku. Na koniec przyjrzałam
się swojemu dziełu. Wszystkie te przedmioty stanowiły razem mój azyl,
sprawiały, że miejsce wydawało się bezpieczną przystanią, w której nie muszę
się niczym martwić.