środa, 24 czerwca 2020

Rozdział 8


Obudziłam się, kiedy zza zasłon, którymi przysłonięte było okno, zaczęły się przebijać jasne, jeszcze ciepłe promienie słońca. Ramionami ciasno oplatałam poduszkę, na której tej nocy spałam. Podźwignęłam się ostrożnie na ramionach i rozejrzałam. Stwierdziłam, że musiałam się solidnie wiercić, skoro skopałam kołdrę tak, że przykrywała mi jedynie stopy. No cóż. Spojrzałam w bok i zarejestrowałam cichy oddech, wydobywający się z ust czarnowłosego Younga. Na poduszce rozlewały się ciemne kosmyki okalające jego chłopięcą twarz. Wyglądał tak spokojnie.
Podniosłam się do siadu i poczułam nagłą suchość w ustach. Wstałam i podeszłam do biurka, na którym stała butelka. Odkręciłam ją, przechyliłam i wypiłam jednym haustem.
Kac morderca nie ma serca…
Próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy wieczór, a w głowie płynęły mi wspomnienia z karaoke, wódki, którą wlewaliśmy w siebie strumieniami pod pretekstami drinków, chociaż powiedzmy sobie szczerze - dodatków to było w nich niewiele. Uśmiechnęłam się na wspomnienia z tej nieszczęsnej gry w butelkę, która w zabawny sposób poprawiła mi humor. Potem, jakby przez mgłę, przelatywały mi przed oczami inne obrazy.
Czy ja…? Czy my…?
Spojrzałam na siebie i zobaczyłam jak po moim ciele spływa szarawy materiał zdecydowanie nie mojej koszulki. I tu był problem. Nie pamiętałam, kiedy się w nią ubrałam.
Obróciłam się gwałtownie, kiedy usłyszałam, jak Armin wierci się na łóżku przeciągając i ziewając. Miałam ochotę uciec jak najdalej.
- Hej, księżniczko. – powiedział zaspanym głosem sprawca zamieszania – Jak się spało?
- Och… - Stłumiłam okrzyk, zdziwiona tym, jak mnie nazwał. – Całkiem… nieźle. – Powiedziałam cicho i podeszłam do łóżka, siadając na jego brzegu. – Słuchaj… - zaczęłam zachowawczo – Czy my…? – Zawahałam się, by po chwili zapytać stanowczo. – Czy uprawialiśmy wczoraj seks?
Podniósł się na łokciach i przechylając lekko głowę w prawą stronę. Przyjrzał mi się.
- Zasadniczo, to było dzisiaj. – Stwierdził, a ja zamarłam. – Nie pamiętasz? – zaśmiał się.
- Mniejsza z tym, kiedy! Powiedz, czy to zrobiliśmy. – zażądałam zdesperowana.
Przed przyjazdem obiecałam sobie, że się zmienię, że zacznę żyć na nowo, że się poprawię. Jeśli zaczęłabym wariować, jak jeszcze parę miesięcy temu, oznaczałoby to koniec mojego postanowienia.
- Uwierz mi… - Mówił powoli, z zawadiackim uśmiechem, który wydałby mi się seksowny, gdyby nie to, że nie chciałam być już tą dziewczyną, która nie panuje nad emocjami i skacze do łóżka chłopakom z tak błahego powodu, jak przyciąganie. Chciała czegoś więcej. – …, że gdybyś miała uprawiać ze mną seks, to byś tego nie zapomniała. – Dokończył pewnie, zaskakując mnie nieco. – Trzymałem ręce przy sobie.
- Och… - Westchnęłam z ulgą, jednocześnie nie spodziewając się takiego tekstu z ust szkolnego geeka. – A mógłbyś mi opowiedzieć, co się działo? Pamiętam, jak rozeszliśmy się do pokojów, a potem… jakby same urywki. – Poprosiłam, przywołując do siebie jedno wspomnienie, na myśl o którym spłonęłam rumieńcem. Było mi wstyd.
- Nie ma sprawy! – Odpowiedział, śmiejąc się, zapewne z moich wyczynów.
Chwilę później opowiadał mi po krótce, bez zbędnych szczegółów, co nawywijałam. Rozluźniłam się i w głos rechotałam z samej siebie.
Gdy tak leżeliśmy, z parteru dało się usłyszeć huk i zdenerwowany głos.
- Co tu się dzieje?! – Wykrzyczał ktoś, a w reakcji na niego, rozległ się dziewczęcy krzyk. Na dole z dziewczyn była tylko Iris i Su, a pisk nie przypominał pierwszej dziewczyny.
W obawie wyskoczyłam z łóżka i zaczęłam gorączkowo szukać moich wczorajszych ubrań. Nigdzie ich nie widziałam. Desperacko spojrzałam na czarnowłosego, który wskazał mi wsunięte pod biurko krzesło obrotowe, na którym ku własnej nieuwadze, rzeczywiście znalazłam sukienkę, a poniżej, na podłodze ciemne buty, które poprzedniego dnia miałam na nogach.
Chciałam wyjść z pokoju i ruszyć do łazienki, kiedy usłyszałam ciężkie kroki na dole schodów. Zbladłam.
- Kto to?! – Zapytałam mojego kompana, przestraszona całą sytuacją.
- Nie wiem… Rodzice mieli wracać dopiero pojutrze. – stwierdził niepewnie.
Odgłosy nieubłaganie się zbliżały, a ja wycofałam się dalej od drzwi, na środek pomieszczenia. Klamka zaczęła się obniżać, co oznaczało, że ktoś miał się za chwilę znaleźć w pokoju.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy trzymałam kurczowo w dłoni niezałożoną odzież, była taka, że bliscy bliźniaków nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie.
Zrobiłam zatem najgłupszą rzecz, jaką mogłam, co uświadomiłam sobie, kiedy nie było już odwrotu. Szarpnęłam za cienką kołdrę, którą był okryty Armin i prowizorycznie się nią owinęłam, zostawiając go tym samym w samych bokserkach. Zaraz po przebudzeniu, co oznaczało, chyba nie musiałam mówić co.
Kiedy intruz wdarł się do przestrzeni, którą od kilku godzin okupowałam, pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę były szkarłatnie zafarbowane włosy. Kastiel stanął, jak gdyby nic, przyglądając się całej sytuacji. Ja owinięta pościelą, chłopak w samej bieliźnie na łóżku… Wyglądało to co najmniej dwuznacznie.
- Ja pierdole. – powiedział krótko.
- Co ty tu robisz? – zapytałam niespokojnie.
- Ja? CO JA TU ROBIĘ? – Zaczął wymachiwać w naszą stronę rękoma z furią w oczach. – Jeździłem sobie wczoraj po mieście, nieźle wkurwiony i dostawałem pełno wiadomości od Lysandra, od Rozalii. Nie odpowiadałem na nie, bo nie miałem, kurwa, ochoty. Przyjechałem do domu i nawet nie patrzyłem, czy jesteś, czy cię nie ma. Uznałem, że jesteś odpowiedzialna. I wiesz co? – Opowiadał z wyrzutem, sycząc na koniec. – Okazało, że poszłaś sobie na imprezę. Chciałem się dowiedzieć, jak się bawiłaś, ale nie było cię, do cholery, w pokoju.
Zachowywał się jak rodzic, dający dziecku reprymendę. Tylko, że ja nie byłam jego córką, tylko przyjaciółką. W dodatku, nie byliśmy u siebie, a on a cały głos darł się na mnie, jak gdybym kogoś zamordowała.
W międzyczasie słyszałam w korytarzu otwierające się drzwi i zaspaną Rozalię, która zastanawiała się nad źródłem hałasu. Za nią szedł Alexy i Lysander, równie zdziwieni, co ona.
- No i co…? – Nie rozumiałam, czemu się tak wzburzył. – Co ci do tego?
- To, że mieszkasz w moim domu i się o ciebie martwiłem. Musiałem znaleźć adres tych dwóch… - Spojrzał gniewnie na Armina, wyglądając, jakby miał na niego splunąć. - … i przyjechałem. – zaśmiał się cynicznie pod koniec – I co widzę? Że kurwisz się z jakimś chłoptasiem, którego ledwie znasz. – Podniósł ręce w geście poddania, mówiąc już ciszej.
- Kastiel… to nie tak! – sprzeciwiłam się.
- A jak, do cholery? Sama się zachowujesz w ten sposób, a ostatnio wielce potępiałaś mnie. – szczekał w moją stronę kolejne nieprzyjemne komentarze – Zdecyduj się, dziewczyno.
Zrezygnowany odwrócił się do wyjścia, by po chwili podejść do siedzącego już Armina i zacząć nim trząść gniewnie.
- Zostaw go! – Krzyknęłam zrozpaczona, próbując ich rozdzielić.
Nagle Armin się podniósł i wymierzył w twarz czerwonowłosego cios, którego dźwięk przyprawił mnie o ciarki. Nastolatek złapał się za policzek i próbował się z powrotem rzucić na właściciela pokoju. Na szczęście odciągnęli go Lysander i Alexy zaalarmowani całą sytuacją. Szarpał się, kiedy wyprowadzali go z mieszkania. Słyszeliśmy z białowłosą dziewczyną i poszkodowanym bratem niebieskowłosego jeszcze kilka krzyków, zwieńczonych piskiem opon odjeżdżającego auta.
- No to się porobiło. – skomentowała Roza, kiedy na górę wbiegły Su i Iris.
- Ta… - potwierdziłam skonsternowana.
***
Na prędce się ubrałam i pomogłam reszcie posprzątać. Nie chciałam wszystkiego tłumaczyć, więc wiedząc, że gdybym została, musiałabym to zrobić, postanowiłam się jak najszybciej ulotnić. Przeprosiłam wszystkich za ten incydent i poprosiłam, żeby Armin to załatwił, na co uprzejmie się zgodził. Powiedział, żebym się tym nie przejmowała i że to nie moja wina, po czym mnie przytulił. Podziękowałam za gościnę i wyszłam.
Nie miałam ochoty prosić nikogo o podwiezienie po całej tej sytuacji i mimo wielu protestów, poszłam pieszo.
Przez całą drogę zastanawiałam się jak Kastiel mógł zrobić coś takiego. Jak mógł nazwać mnie kurwą i prawie pobić niewinnego chłopaka. Trzeba było przyznać Natanielowi, że Kastiel rzeczywiście zdawał się być teraz niebezpieczny…
Ciężko było mi to przyznać, ale wyglądało na to, że się zmienił. I to na gorsze. Nie chciałam go jednak całkiem przekreślać. Był zły… pomylił się, zrobił błąd. Każdemu się to mogło zdarzyć. Postanowiłam więc, że nie będę już bierna i dowiem się, co spowodowało, taką jego przemianę. Spróbuję na niego wpłynąć.
***
Gdy dotarłam do domu Evansów, przywitała mnie w kuchni pani domu. Była serdeczna i nie obchodziło jej zbytnio, że nie wróciłam na noc do domu. To trochę krzywdzące, ale z drugiej strony… więcej wolności.
- Minęłaś się z Kastusiem. – zaśmiała się – Nie wiesz, gdzie mógł tak popędzić? Nam nic nigdy nie mówi. – pokręciła zniechęcona głową.
- Och… ja… - Nie wiedziałam co powiedzieć. Cała ta sytuacja z domu bliźniaków nie dawała mi spokoju. – Niestety nie wiem. Od wczoraj jest na mnie zły i nie odzywa się za dużo. – Powiedziałam z przekrzywionym półuśmiechem. W zasadzie nie było to kłamstwo. Już wczoraj zaczął swój konkurs fochów, ale mimo, że nie odzywał się za dużo, to cięte słowa, którymi mnie dzisiaj uraczył, dzwoniły mi ciągle w uszach.
- Ojejku… - zmartwiła się Valeria – Na pewno szybko się pogodzicie. – zapewniła mnie z pokrzepiającym uśmiechem.
Oby...